piątek, 22 grudnia 2017

Kalendarz adwentowy

Wprawdzie do świąt już tylko dwa dni, ale kalendarz adwentowy dalej cieszy oko :) Mój przedszkolak zaczyna dzień od zjedzenia czekoladki i policzenia dni do Bożego Narodzenia.


Już dawno marzył mi się haftowany kalendarz. Mieliśmy do tej pory wersje z szytymi woreczkami, oklejonymi kolorową taśmą i papierem pudełkami po zapałkach i ozdobionymi kopertami z szarego papieru. Jednak jak wiadomo haft to haft :) wreszcie w tym roku zabrałam się do rzeczy odpowiednio wcześniej i od września leniwie się rozgrzewałam, co by w listopadzie w większym już pośpiechu dokończyć dzieła ;) Chociaż przyznać się muszę, że trzy kalendarzowe obrazki dowieszałam już w grudniu.




 Zastanawiałam się niemal do ostatniej chwili jak wykończyć hafty. Nie chciałam szyć tradycyjnych woreczków. Pierwotna idea była taka, że len nakleję na białe lub naturalne tagi z grubszego kartonu. Ale jak tu umocować łakocie? Wobec tak poważnych wątpliwości głównego zainteresowanego kalendarzem trzeba było wymyślić coś innego. Przywieszone tu i ówdzie cukierki jakoś do mnie nie przemawiały, musiałam więc opracować wersję kieszonkową :) Do tego grudzień pukał do drzwi, więc musiało być szybko i na wczoraj :) Kiedyś, zupełnym przypadkiem, kupiłam spory kawał dość grubego, szarego filcu i na tą okazję był jak znalazł. Kalendarz powstawał na prawdę szybko i z dzieciakiem u nogi, więc nie do końca on równy - wiele działo się metodą "na oko", ale jak wiadomo tu akurat liczy się wnętrze :)


Kalendarzowe obrazki wyglądają na prościutkie i łatwe, ale przyznam się Wam, że w większości z nich ramki dały mi trochę w kość :) Jak już przyszło do haftowania głównego motywu szło jak z płatka. Z tej samej książki autorstwa Veronique Enginger wyhaftowałam jeszcze kilka innych małych obrazków, postaram się je pokazać jeszcze w grudniu. 



 Życzę Wam pięknych, spokojnych, radosnych świąt. W Nowym Roku zaś dużo zdrówka, pomyślności i mnóstwa kreatywnych pomysłów oraz czasu na ich realizację :) Wszystkiego dobrego!

wtorek, 21 listopada 2017

SAL SODA (1)

Korzystając z tego że w domu cisza i internet (!), bo dzieciarnia śpi, a mąż był kochany i modem zostawił, wpadam, żeby szybciutko przedstawić Wam pewną panienkę.

Panienka na tamborek wskoczyła mi nieco znienacka. Nieczęsto mam okazję i ochotę sięgać typowo dziewczęce wzorki. Jednak mam wśród najbliższych pewną małą baletnicę i już dawno chciałam coś dla niej wyhaftować. Kilka wzorków miałam na oku i w planach na bliżej nieokreśloną niedaleką przyszłość - czyli na nie wiadomo kiedy, bo chciałam w tym roku skupić się już tylko na świątecznych haftach :)
Ale jakoś nigdzie nie wpadłam na wzory dziewczynek z tej serii, zobaczyłam je dopiero u Magos. Świetnie pasowały mi do koncepcji, tak więc zdecydowałam się zapisać na SAL. Zawsze to niezła motywacja, jak się człowiek nie zmaga w pojedynkę :)



Na pierwszy ogień poszło dziewczę różowe. Nie mogłam się powstrzymać i wyhaftowałam, jak tylko dostałam wzór, tak więc panienka czeka już troszkę na prezentację ;) Magda nie narzuciła nam kolejności, więc zaczęłam od tej, której poza wydawała mi się najwdzięczniejsza. Do tego wybrałam kanwę w różowe serduszka, którą dostałam kiedyś od Carpediem. Wyszło słodko, aż zęby bolą, ale chyba fajnie ;)

Nigdy wcześniej nie haftowałam wzorów SODA, takie one niby ładne, ale jakoś nie do końca są w moim guście. A tu proszę,  niepodzianka - okazały się tak przyjemne i odstresowujące, że sięgnę pewnie jeszcze po niejeden :) Serio, dawno nie miałam takiej frajdy z haftowania, dosłownie robiło się samo :)

A tymczasem...
... u mnie świąteczne przygotowania w pełni :)
Pozdrawiam :)

niedziela, 12 listopada 2017

Co to dużo pisać  - mnóstwo czasu minęło od ostatniego posta. I sporo się przez ten czas u mnie działo. Wrzesień zaczął się przeprowadzką i ... rozbitym autem. A właściwie rozbite auto skutecznie nam tą przeprowadzkę opóźniło. Wina niby nie moja, ale wiadomo jak jest. Jechałam tylko zawieźć dziecko do przedszkola. W dodatku miałam do niego kilkaset metrów i jedno skrzyżowanie, więc z reguły chodziliśmy na piechotę. A tu pierwszy dzień po wakacjach, ja miałam coś do załatwienia na mieście, więc mówię do dzieciaka: "wsiadaj synuś, będzie szybciej". No i nie było. Szczęśliwie ucierpiało tylko auto. Do tego doszły boje z firmą ubezpieczeniową, które ciągnęły się dość długo. Firma duża i znana, a człowiek co chwilę udowadniał, że wielbłądem jednak nie jest. Ech, mówię Wam to był wyjątkowo długi miesiąc. Do tego doszedł nam przeprowadzkowy rozgardiasz, zmiana przedszkola, zapalenie oskrzeli u dzieciaków. Moc atrakcji mówiąc krótko. Teraz, już w nowym miejscu mam tylko przenośny internet, który w dodatku najczęściej przebywa z moim mężem w pracy. Tak więc moje zaległości blogowe i ogólnie internetowe są olbrzymie :)
We wrześniu też odbyły się chrzciny Antosia. I tu dochodzimy wreszcie do tematów hafciarskich :)
Planowałam zrobić dziecięciu kartkę, ale w miarę powstawania tego małego hafciku doszłam do wniosku, że wolę nim ozdobić pudełko na chrzcielne pamiątki moich chłopców.

Już w trakcie wyszywania pożałowałam decyzji o wyborze kanwy rustico. Zasugerowałam się zdjęciem gotowego haftu a potem stwierdziłam, że biały len byłby jednak odpowiedniejszy. Ale mamy co mamy ;) Hafcik podoba mi się i tak.
 Zależało mi, żeby zaproszenia dla gości były wyjątkowe i ręcznie robione. Muszę przyznać, że namęczyłam się nad nimi, chociaż ilość nie była jakaś powalająca ;)

Po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że praca z papierem zwyczajnie mnie nie relaksuje. O ile nad haftem czy szydełkowymi robótkami mogę siedzieć godzinami i traktuję to jak najlepszy odpoczynek, to wycinanie i klejenie jest dla mnie po prostu żmudnym zajęciem :) Za to gotowe papierowe twory podziwiam i coraz bardziej mam świadomość, że spod moich rąk to raczej takie cuda nie wyjdą ;)

Pozdrawiam mocno :)

czwartek, 31 sierpnia 2017

Zabawa blogowa "20"

Asia ogłosiła u siebie zabawę, w której namawia do napisania 20 faktów o sobie. Nie ukrywam, że czytałam z ciekawością posty na Waszych blogach i postanowiłam dołączyć. Rzadko wpadam z hafcikami, to dziś tak po prostu ;)

1. Z zawodu jestem nauczycielem. Przez jakiś czas pracowałam w innej branży, ale rozważam powrót do szkoły.
2. Najbliższy rok spędzę najprawdopodobniej w domu na etacie mamy.
3. Nie przepadam za kotami. Co jak zauważyłam nie jest zbyt częste u hafciarek :) nie, żebym całkiem nie lubiła! Lubię, owszem, ale bez szczególnego sentymentu.
4. Za to wielką sympatią darzę gryzonie. Przetoczyło się przez mój dom całe ich mnóstwo, jednak najbardziej w pamięć i serce zapadły mi szczury.
5. Boję się pająków, robali i wszelkich oślizgłych stworów, jak jaszczurki czy węże. Brrr!
6. Wakacje często zdarzało mi się spędzać pod namiotem. Dzisiaj zastanawiam się, jak to przeżyłam, biorąc pod uwagę powyższe :) Parę anegdot  krąży jeszcze pewnie wśród znajomych. Czy aby żaden "potwór" nie zakradł się do mojego śpiwora sprawdzałam co wieczór!
7. Uwielbiam górskie spacery. Nie jeżdżę na nartach, ale chodzić uwielbiam! Staram się zarazić tą miłością moich synków.
8. Kawał życia spędziłam w harcerskim mundurze. Piękne czasy :)
9. Latem lubię zapach rozgrzanego sosnowego lasu. Dobrze mi się kojarzy.
10. Zajadam słodycze w hurtowych ilościach. Najbardziej lubię lody, słony karmel i białą czekoladę.
11. Piję kawę rozpuszczalną z mlekiem. Mało to wymyślne, ale lubię i już!
12. Uwielbiam pizzę.
13. Lubię grać w planszówki. Nie mam za to głowy do kart. Kolory odróżniam ledwo co i nie jestem w stanie zapamiętać zasad.
14. Kocham czytać! Czytuję thrillery, kryminały, bardzo wybiórczo literaturę kobiecą, lubię też dobre fantasy. Ostatnio pochłonęła mnie "Gra o tron" (książka, rzecz jasna, w serial się nie wciągnęłam).
15. Jedną z moich ulubionych bohaterek literackich jest Ania z Zielonego Wzgórza. Wracam do tych książek z wielką przyjemnością.
16. Lubię zbierać grzyby. Wybieram się na nie zazwyczaj z tatą. W tym roku coraz częściej towarzyszy nam mój starszy synuś :)
17. Mam sporą tendencję wypadkową. Nie bardzo wiem, jak to określić :) przytrafiają mi się czasem nieprawdopodobnie głupie rzeczy.
18. Lubię jeździć samochodem. Najchętniej jako pasażer :)) Ponoć świetnie zastępuję nawigację, więc przy okazji jakiś pożytek ze mnie jest.
19. Słucham głównie rocka.
20. Rzadko oglądam TV. W ogóle filmy oglądam niezbyt często.

I to byłoby na tyle. Następnym razem będzie już hafciarsko.
Pozdrawiam :)

środa, 23 sierpnia 2017

Moje pierwsze wygrane Candy!

Jakiś czas temu zgarnęłam moją pierwszą nagrodę w candy :-) Paczka od Iwonki przyszła do mnie już 3 tygodnie temu, ale nie zdążyłam Wam jej pokazać przed urlopem, toteż chwalę się dopiero dziś.
Urzekły mnie robione przez Iwonę rozetki z herbacianych papierków :) nie tylko pięknie i delikatnie wyglądają, ale też cudownie pachną! Ech, mówię Wam, rozpakowywanie tej paczki to była czysta przyjemność :)
A więc po kolei: rozetki i karteczka
Jedna z Iwonkowych rozetek nie załapała się nawet na zdjęcie, bo prawie od razu powędrowała na kartkę. 

Zestawy papierków do wykonania podobnych rozetek:

Zostałam też obdarowała mnóstwem przydasi - bazy do kartek, wstążki, koronki, kwiatki, perełki, kostki 3D, kanwa - przyznam, aż tyle zupełnie się nie spodziewałam :)

Było jeszcze coś dla łasuchów (cudem tylko do zdjęcia dotrwało!), a cała paczka prezentowała się tak:

Ciężki sprzęt pod ławką dojrzałam dopiero przy pisaniu posta ;)

Iwonko, dziękuję Ci jeszcze raz! Wspaniałą niespodziankę mi zrobiłaś!

niedziela, 6 sierpnia 2017

Na słodko

Nie jestem szczególną wielbicielką miodu. Ba, wręcz nie cierpię jego smaku. Moje dziecko jest za to miodożercą jakich mało i to od najmłodszych lat. Tak więc wyprawa na festyn z okazji święta miodu była wręcz oczywistością :)

Słoiczek na zdjęciu kryje nowy rodzinny przysmak - miód z cynamonem. Okazało się, że to połączenie jest tak udane, że nawet ja przełamuję się i czasem dodaję pół łyżeczki do kawy.
Takie mini hafciki powstały dwa. Jeden powędrował jako prezent, razem z słoiczkiem miodu ma się rozumieć, a drugi popełniłam do siebie. Wszak miód w naszej kuchni na honorowym miejscu,więc miło jak ma ładny kubraczek :)


Pierniczek też został zakupiony na festynie a drożdżówki to nasz kolejny domowy (cynamonowy) przysmak, znikają w okamgnieniu :) Dziecię jak akurat nie pałaszuje miodu, na bank rozgląda się za czymś z cynamonem w składzie, to też drożdżówy weszły nam na stałe do menu. Jak kto pyta, to dodatkowe kilogramy mamy są zawsze przez dziecko: sobie przecież nie piekę, a w samotności nawet maluch jeść nie lubi :D Przepis pochodzi stąd - klik.



Haftowałam na Aidzie rustico 20ct jedną nitką. Maleństwa, więc migiem powstały. Zdecydowanie muszę robić więcej takich małych wzorków, bo chwila moment i już cieszą oko :)

Zdjęcia niestety z datownikiem. Oczywiście zapomniałam o nim przy robieniu zdjęć a potem to już było za późno... Aparat pożyczony od taty a ja, blondynka, nijak datownika wyłączyć nie potrafię ;)

Dziękuję Wam serdecznie za ciepłe słowa i tak miłe komentarze pod poprzednimi postami :)

środa, 12 lipca 2017

Morskie opowieści, czyli podałam dalej :)

Jakiś czas temu załapałam się na "Podaj dalej" u Carpediem. Odebrałam swoją niespodziankę tuż przez Wielkanocą, przyszła więc pora, żeby obdarować trzy chętne osoby. Paczuszki już wysłane i rozpakowane, zatem mogę Wam pokazać co przygotowałam.
Wszystkie trzy upominki były w wakacyjnym klimacie, w kolorach beżu i błękitu. Wszak jak pogoda nie rozpieszcza trzeba robić co się da ;)
Do przydasi oraz słodyczy dołączyły kartki, które pokazywałam w poprzednim poście i trzy niewielkie rybki. Praca nad nimi to była czysta przyjemność :)
Z jedna strona uszyta jest z bawełny, a druga to lniana aida z haftem.



Dziewczyny, jeszcze raz dziękuję za wspólną zabawę!

niedziela, 9 lipca 2017

Trzy karteczki

Kartki to nie mój ulubiony temat. Jakoś nie czuję się w tym szczególnie swobodnie. Straszliwie podobają mi się te, które łączą w sobie dużo elementów. Podziwiam dziewczyny, które produkują katkowe cuda - czy to " na bogato", takie gdzie każdy element wydaje się piękniejszy od poprzedniego czy skromniejsze. Prawdę mówiąc, zanim założyłam bloga wyprodukowałam 1 (jedną! ;D) karteczkę z haftem. Na piąte urodziny mój synuś dostał kartkę z jego ukochanym misiem Paddingtonem. Dzieciak przechowuje ją do dzisiaj jako jeden ze swoich skarbów, co wzrusza mnie niezmiernie ;)
Teraz dzięki zabawom blogowym była konieczność, by temat kartek przynajmniej odrobinę oswoić. No i tak powstały te oto trzy sztuki. Wieje z nich morskim wiatrem (chociaż ode mnie do morza kawał drogi) i wakacyjną beztroską. A przynajmniej takie było założenie :D




Chciałam Wam serdecznie podziękować, za tak wiele ciepłych słów pod adresem mojego modrzewiowego elfa. Mniej czasu mogę teraz poświęcić na robótkowanie i bloga, ale każde Wasze słówko to dla mnie porcja pozytywnej energii! 



środa, 5 lipca 2017

Wymianka owocowa u Kasi

Chyba jako ostatnia z uczestniczek prezentuję swoją wymiankową paczuszkę :)
Leciała do mnie z daleka, od Kasi G., a w kopercie znalazłam takie cudeńka:
Magnesiki (piękne, mówię Wam!), zestaw do zrobienia przypinek (mam już na nie pomysł :) ) i herbatki pachnące owocami.

Do tego papiery, naklejki i słodka kartka.
Kasiu, bardzo, bardzo dziękuję :)

Ja przygotowywałam upominek dla Karoliny, możecie go zobaczyć na jej blogu.
Przy okazji tej wymianki pierwszy raz robiłam zakładkę z haftem. Chyba nie ostatni, bo przekonałam się, że takie małe formy dają radość :D 

Jeszcze raz bardzo dziękuję Kasi, że podjęła się organizacji takiej pysznej zabawy!

czwartek, 18 maja 2017

The Larch Fairy (1)

Ilość postów na blogu w pełni odzwierciedla czas, jaki poświęcam na haft czy rękodzieło w ogóle. Plany były ambitne, ale codzienność pięknie zagrała mi na nosie. Do tej pory drzemki Antosia były moja chwilą oddechu i poświęcałam je głównie na haft. Dla mnie to czas idealny - dzieciak nie usypia w wózku (aż czasem żal pięknej, wiosennej pogody). Drzemkę zalicza na naszym łóżku, w dodatku sypia jak mysz pod miotłą. Tak więc czuję się w pełni rozgrzeszona - sprzątać się nie da, bo samo kręcenie się po pokoju bywa zgubne ;), a odstąpić dalej niż na krok to też niekoniecznie. No same powiedzcie, cóż lepszego można w tym czasie robić niż czytać, szydełkować lub haftować? :) Niestety, ostatnio jakieś te drzemki z przeszkodami i pobudkami a noce zarwane, w dodatku przez ten tydzień przeziębiony starszak nie chodzi do przedszkola. No i na hafcikach też nie sposób się w związku z tym skupić. Albo łapię chwilę snu, albo próbuję jednak po cichutku poskromić stosy prasowania, rozsypanych klocków i inne kurze na szafach.
Ale żeby nie było, że nitki się kurzą a igły rdzewieją powolutku w zeszłym tygodniu zaczęłam haftować pewnego elfika, co to pomieszkuje między modrzewiowymi gałązkami. Póki co mamy elfią twarzyczkę:



A kawałek dalej majaczy już skrzydełko. Ciekawa jestem efektu, bo na skrzydełkach sporo jest krzyżyków haftowanych muliną metalizowaną (na zdjęciach póki co tylko róż i błękit, potem dojdzie jeszcze sporo białego), będą się więc dość mocno skrzyły. Myślę, że na tle zieleni i brązów powinno to całkiem fajnie wyglądać.

Hafcik bardzo przyjemny. Taki na odpoczynek po stresach dnia i nocy :) Wybrałam len obrazkowy 30ct i bardzo jestem z tego wyboru zadowolona. To zdecydowanie mój ulubiony len, krzyżyki ładnie się na nim układają, są fajnie wypukłe i prawie że same się stawiają :) no i oko się zbytnio nie męczy, a z konturami łatwo się uporać :)  Wszystkie backstitche robione są w tym wzorze jednym kolorem, co też jak dla mnie jest sporym plusem.


I to w zasadzie byłoby na tyle mojej twórczości radosnej :)
Pozdrawiam Was mocno!

poniedziałek, 15 maja 2017

Majowa wymianka u Magos...

... czyli o tym, że Mikołaj czasem przychodzi wiosną :)
Dzisiaj będę się chwalić nie wytworami rąk własnych (bo tu nie bardzo jest czym, chyba niedługo to z szuflad będę starocie wyciągać, żeby blogowe pajęczyny odkurzyć), ale moim pierwszym wymiankowym prezentem.

Paczuszka od Jasiowej Mamy dotarła do mnie już dawno, ale że wymianka z nazwy majowa, to nie mogłam pokazać od razu, choć nie ukrywam, że miałam ochotę!
Mikołaj, w osobie pani listonoszki, nadciągnął w czasie drzemki mojej młodszej latorośli, co to łóżeczka własnego nie uznaje i nawet podczas snu nie można go z oka spuścić, więc nie było opcji, żeby paczuchę odebrać osobiście. Na szczęście pani listonoszka kochana jest i widząc mnie w oknie od razu stwierdziła: To co pani Aniu? Robimy jak zawsze? I w ten sposób paczka od Asi wylądowała w mało widocznym miejscu pod płotem, a ja czekałam na właściwy moment, coby po nią pognać :D A że wymiankowej paczki tak szybko się nie spodziewałam, to zachodziłam w głowę, cóż to takiego i już nawet rachunek sumienia zrobiłam, czy nie zamówiłam czegoś przypadkiem ostatnio :))
A w kopercie czekały pięknie zapakowane wspaniałości:


kanwa, wstążeczki, nasionka kwiatów (już wysiane, tyko czekać, kiedy zakwitną :) ), ptaszek na badylku, krem do rąk, słodycze (pudełko po czekoladkach na zdjęciu oczywiście jest już puste), herbatka. A to jeszcze  nie wszystko:


Asia uszyła dla mnie kosmetyczkę z hafcikiem w pięknych, pastelowych kolorach. Coś kiedyś pisała na blogu, że stawia dopiero pierwsze szyciowe kroki, ale wierzyć mi się nie chce ;) Bo kosmetyczka cudna! A to co znalazłam w środku każdą hafciarkę przyprawi o szybsze bicie serducha ;) w końcu która z nas nie kocha mulinek?
Całości dopełniła subtelna karteczka z ciepłym słowem.
Asiu, jeszcze raz z całego serca dziękuję :) Sprawiłaś mi wielką radość!